Logo Polskiego Radia
Print

Polska może uzyskać setki miliardów z dna oceanu

PR dla Zagranicy
Halina Ostas 29.12.2016 16:46
Polska wspólnie z innymi krajami dzierżawi kawałek dna Pacyfiku, niedaleko wybrzeży Ameryki Środkowej
Foto: money.pl

Około 75 tys. kilometrów kwadratowych ma należąca do Polski działka na Pacyfiku. Co prawda od prawie 30 lat naukowcy nie znaleźli metody, jak wydobyć skryte tam surowce, ale gdy już im się uda - Polska może zgarnąć nawet 130 mld dolarów. A jak przekonują eksperci, przełom jest coraz bliżej. Do 2022 roku Polacy szykują jeszcze dwie ekspedycje w głąb oceanu. Ale przełom może nastąpić jeszcze szybciej, bo już w przyszłym roku.

O działce, która jest częścią międzynarodowej strefy Clarion-Clipperton, przypomina "Wprost". Przypomina, bo sprawa nie jest nowa. Nasz kraj jest właścicielem działki od 1987 roku. Prac eksploracyjnych nie prowadzimy jednak sami, ale w organizacji, która nazywa się Interoceanmetal.

Pozostali członkowie? Rosja, Kuba, Czechy, Słowacja i Bułgaria. Dobór nieprzypadkowy - wszystko to kraje dawnego bloku wschodniego, które otrzymały oceaniczne tereny w spadku po Radzie Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. I zarządzają nimi do dziś.

Przy czym kluczową funkcję pełni właśnie Polska - siedziba Interoceanmetal jest w Szczecinie, a jej szefem jest również Polak - dr Tomasz Abramowski. Wyjątkowo więc bliskie kontakty ze Związkiem Radzieckim w PRL i członkostwo w RWPG mogą się naszemu krajowi opłacić.

Miliardy do wzięcia. Będą dwie ekspedycje

Według różnych szacunków, działka o powierzchni 1/4 naszego kraju, a właściwie to, co znajduje się na jej dnie, może być warte od 40 do nawet 130 mld dol. Znajduje się na Pacyfiku, ok. 1000 mil od na zachód od wybrzeży Meksyku.

Surowców wciąż jednak nie można wydobywać. Tu potrzebna jest zgoda Międzynarodowej Organizacji Dna Morskiego (ang. ISA), która wciąż nie ma jeszcze ustalonych jasnych regulacji prawnych i procedur dotyczących wydobycia z dna morskiego.

Eksperci szacują, że takie mogą pojawić się już w przyszłym roku. - Chodzi o to, żeby nowe surowce nie weszły zbyt gwałtownie na rynek, bo diametralnie mogłyby zmienić warunki handlowe i ceny poszczególnych metali - tłumaczy w rozmowie z "Wprost" prof. Ryszard Kotliński z Zakładu Geologii Morza Uniwersytetu Szczecińskiego.

Z kolei szef Interoceanmetal dr Tomasz Abramowski przyznaje tygodnikowi, że organizacja stara się o przedłużenie kontraktu na badania dna w tym rejonie na pięć lat. W tym czasie planuje dwie ekspedycje w głąb oceanu. - Nadal czekamy na przepisy ISA, która jasno określi, na jakich zasadach państwa mogą rozpocząć eksploatację. Bez nich nic nie zdziałamy - dodaje Abramowski.

Kiedy zabraknie surowców na ziemi?

Podwodne górnictwo na komercyjną skalę z pewnością przyspieszy, gdy surowce na ziemi zaczną się kończyć. Problem w tym, że nawet geologowie nie są w stanie określić, kiedy to się stanie.

- Na takie pytanie nikt nie odpowie precyzyjnie - twierdził niedawno w rozmowie z WP money prof. Krzysztof Szamałek z Państwowego Instytutu Geologicznego, specjalizujący się właśnie w tej dziedzinie. - Z "wystarczalnością" surowców jest tak samo, jak w tym powiedzeniu o horyzoncie: im bardziej się do niego zbliżasz, tym odleglejszy się on wydaje.

Ile może kosztować eksploracja danego złoża? - Są różne szacunki dotyczące kosztów, bo to zależy od rodzaju surowców. Generalnie jednak na etapie badań, eksploatacji czy poszukiwania możemy mówić o przebitce rzędu przynajmniej 50-60 procent. A czasem i więcej, bo mówimy przecież o złożach zlokalizowanych na bardzo dużej głębokości, sięgającej nawet 5 tysięcy metrów - tłumaczy prof. Szamałek.

Prof. Szamałek przypomina, że w połowie ubiegłego stulecia przeprowadzono badania, które oparto na tzw. "zużywalności statycznej". Wszystkie udokumentowane złoża podzielono przez średnie roczne wydobycie i okazało się, że na przykład ropa naftowa i gaz ziemny powinny się skończyć za około 50-60 lat.

To oznacza, że dziś surowców powinno już nie być. - Ale gdy do podobnych statystyk sięgniemy teraz, to okaże się, że jednak mamy jeszcze zasobów na kolejne 60-80 lat - twierdził przedstawiciel Państwowego Instytutu Geologicznego.

Skąd taka pomyłka? Nie uwzględniono chociażby nowoodkrytych złóż, czy rozwoju technologii. - Kiedyś eksploatowaliśmy na przykład rudy, w których zawartość surowca wynosiła przynajmniej 2 proc. Dziś jesteśmy w stanie to zrobić już przy poziomie 0,5 proc. A złóż o mniejszej zawartości jest znacznie więcej niż tych bogatszych - podkreśla prof. Szamałek.

Do tego dochodzą przypadki, w których wydobycie okazywało się kilkadziesiąt lat temu ekonomicznie nieopłacalne, a dziś technologia jest na tyle zaawansowana, że można do nich wrócić i zagospodarować.

A wydobycie surowca z dna oceanu wciąż jest droższe niż to "konwencjonalne". - Są różne szacunki dotyczące kosztów, bo to zależy od rodzaju surowców. Generalnie jednak na etapie badań, eksploatacji czy poszukiwania możemy mówić o przebitce rzędu przynajmniej 50-60 procent. A czasem i więcej, bo mówimy przecież o złożach zlokalizowanych na bardzo dużej głębokości, sięgającej nawet 5 tysięcy metrów - twierdzi prof. Szamałek.

Ekspert podkreśla, że "cały czas wiemy za mało na temat tego, co znajduje się pod ziemią, bo nadal nie uwzględniamy skali światowego oceanu, który pokrywa przecież 3/4 kuli ziemskiej". - Wszystkie dotychczasowe badania, mimo że coraz bardziej intensywne i lepiej finansowane, wciąż nie dają nam pełni wiedzy na temat tego, co możemy w przyszłości zagospodarować lub gdzie mogą występować złoża - tłumaczy prof. Szamałek.

I podaje przykład gigantycznego wulkanu, który odkryto pod wodą dopiero 3 lata temu. Jego podstawa miała wymiary 600 na 300 kilometrów, a i tak przez dziesiątki lat nikt się na niego nie natknął. - To tylko świadczy o tym, o jak wielu interesujących rzeczach nie mamy jeszcze pojęcia - zaznacza ekspert w rozmowie z WP money.

Polska chce wykorzystać koniunkturę. Nie tylko na Pacyfiku

Gdy dojdzie do wydobycia w strefie Clarion-Clipperton, a więc i na polskiej działce, zaczną się targi dotyczące tego, kto ile zarobi. A zyski będą dzielone pośród wszystkich członków Interoceanmetalu. W jaki sposób? To ma być ustalone później.

Polska jednak od lat wyczuwa koniunkturę. Choćby dlatego kształci w tym kierunku studentów. Jak przypomina "Wprost", w 2011 r. na Akademii Morskiej w Szczecinie otwarto kierunek "górnictwo morskie". Nawiązano też przy tym współpracę z krakowską AGH.

Wielki plan zakończył się jednak fiaskiem. Skończyło się na tym, że studenci nawigacji otrzymali możliwość wyboru specjalizacji "górnictwo morskie". W tym roku Akademia Morska wypuściła pierwszych takich absolwentów. Wykształcenie w tym kierunku zdobyło 22 studentów.

Być może to właśnie oni wezmą się za wydobycie m. in. na Pacyfiku. Ale nie tylko, bo bogate złoża odkryto również bliżej, w strefie przybrzeżnej Polski. Tutaj łatwiej o uzyskanie zgód i pozwoleń, bo kraj nadmorski ma szeroką autonomię do 12 mil morskich od brzegu. A wiele do powiedzenia ma nawet w obrębie 200 mil, czyli tzw. "wewnętrznej strefie ekonomicznej".

- Udało się udokumentować, że na tym obszarze są bardzo duże złoża konkrecji polimetalicznych, z których można wyodrębnić m. in. żelazo czy nikiel - mówi WP money prof. Szamałek. - Teraz będzie można rozpocząć przygotowanie do wydobycia na poziomie około 3 milionów ton konkrecji rocznie. To bardzo znacząca wielkość, która może być źródłem ogromnych przychodów.

Ekspert zaznacza, że jest jeden warunek. - Koszt wydobycia i przeróbki będzie na tyle niski, a cena na tyle wysoka, że będzie to ekonomicznie opłacalne - twierdzi.

Kiedy to nastapi? - Moim zdaniem, w przypadku siarczków polimetalicznych, z których da się wyodrębnić na przykład miedź, może to już być perspektywa 5-10 lat, a jeśli chodzi o konkrecje polimetaliczne czy naskorupienia kobaltonośne - 10-20 lat - puentuje ekspert Państwowego Instytutu Geologicznego.

Źródło: money.pl/ho

Print
Copyright © Polskie Radio S.A O nas Kontakt