Bronisław Komorowski wezwał do polsko-ukraińskiego pojednania, opartego na prawdzie. Prezydent, który uczestniczył w Łucku w obchodach 70 rocznicy. zbrodni wołyńskiej, mówił o konieczności godnego upamiętnienia wszystkich ofiar zbrodni. Bronisław Komorowski oddał też hołd ofiarom rzezi wołyńskiej w oddalonym o 50 kilometrów Kisielinie.
Po uroczystej Mszy św. w katedrze w Łucku prezydent powiedział, że na modlitwie za dusze pomordowanych zebrali się Polacy i Ukraińcy, którzy razem przepraszają Boga za zbrodnie i krzywdy. Dodał, że dzisiejsza uroczystość jest odpowiedzią na wezwanie do pojednania, wystosowane przez zwierzchników Kościoła rzymskokatolickiego i greckokatolickiego w Polsce i na Ukrainie. Zdaniem prezydenta, podpisana przez nich deklaracja może być przełomowa, jeśli zostanie głęboko przemyślana przez wiernych z obu krajów. Komorowski powiedział, że deklaracja mówi prawdę o zbrodni wołyńskiej stwierdzając, że jej ofiarami były tysiące niewinnych ludzi. Dodał, że te słowa zapewne nie zyskają poklasku tych, którzy próbują umniejszać zbrodnię wołyńską lub podsycać polsko-ukraińską wrogość. Mogą jednak pomóc tym, którzy chcą budować na fundamencie pojednania.
Prezydent podkreślił, że dla popełnionych 70 lat temu zbrodni nie ma usprawiedliwienia. Skrajny nacjonalizm i szowinizm nie służy niczemu dobremu - oświadczył prezydent. Dodał, że właśnie nacjonalizm zniszczył polsko-ukraińskie stosunki w 20. wieku. Chcemy, żeby pamięć o zbrodniach nie zabliźniła się pod wpływem czasu, ale wskutek naszych działań - powiedział prezydent podkreślając, że niezbędnie jest godne uczczenie ofiar zbrodni w miejscach ich śmierci i cierpienia. To zadanie dla nas wszystkich, Polaków i Ukraińców - powiedział Bronisław Komorowski.
Dodał, że szczególnym szacunkiem trzeba otoczyć pamięć Ukraińców, którzy z narażeniem życia ratowali sąsiadów. "To prawdziwi bohaterowie. Ich postawa powinna być dla nas drogowskazem, abyśmy otworzyli umysły dla prawdy i serca dla przebaczenia" - powiedział prezydent.
Prezydent składa kwiaty przy mogile Polaków w Kisielinie, fot. PAP/Jacek Turczyk
Wieńce i kwiaty w Kisielinie
Bronisław Komorowski uczestniczył we mszy, której przewodniczy nuncjusz apostolski na Ukrainie, arcybiskup Thomas Edward Gullickson. Homilię wygłosił arcybiskup lwowski obrządku łacińskiego, Mieczysław Mokrzycki.
Tej rzezi nie sposób zapomnieć - mówił metropolita lwowski. Wspomniał duchownego, ojca Ludwika Wrodarczyka, torturowanego i zamordowanego w 1943 roku w Karpiłówce na Wołyniu. W miejscu, gdzie był uśmiercony, na ścianie chaty została plama krwi, której nie dało się zmyć, ani zamalować - mówił metropolita lwowski. "Podobnych plam na Ukrainie i w Polsce jest wiele. Są symbolem śladów rzezi, której nie sposób zapomnieć. Znaczą one wspomnienia wielu, którzy jako dzieci byli świadkami nienawiści prowadzącej do zbrodni. Nie można takich plam przykryć milczeniem lub zamalować kłamstwem. Są ciągle zbyt bolesne, ciągle świeże, obecne w wielu domach ofiar polskich, ukraińskich, żydowskich i ormiańskich. Bo czyż można zapomnieć ludobójstwo?" - powiedział metropolita lwowski.
Prezydent Komorowski złożył następnie wieńce na mogiłach w Kisielinie niedaleko Łucka, gdzie 11 lipca 1943 roku ukraińscy nacjonaliści zamordowali kilkudziesięciu Polaków. Odwiedził też ruiny kościoła, w którym Polacy schronili się przed banderowcami, skutecznie odpierając ich atak. Również tam apelował o nowy etap w relacjach polsko-ukraińskich. Tłumaczył, że nie należy zapominać o dramatach, jakie się wydarzyły 70 lat temu na ziemi wołyńskiej, ale też nie można ich wykorzystywać do dzielenia narodów i szerzenia wzajemnej nienawiści. "Tu w Kisielinie mogą państwo zobaczyć jakie są skutki nienawiści pomiędzy narodami, jakie są skutki żywiołu mordu i śmierci, jakie miały tutaj miejsce" - mówił prezydent.
Bronisławowi Komorowskiemu zarówno w Łucku, jak i Kisielinie, towarzyszył wicepremier Ukrainy Kostiantyn Hryszczenko.
Prezydent przemawia po mszy w katedrze rzymskokatolickiej w Łucku, fot. PAP/Jacek Turczyk
Incydent pod katedrą
Pomimo spokojnego przebiegu uroczystości, nie obyło się bez incydentu. Po wyjściu z katedry w Łucku Bronisław Komorowski został zaatakowany przez około 20-letniego mężczyznę, który jajkiem pobrudził polskiemu prezydentowi marynarkę. Do zdarzenia doszło, kiedy Bronisław Komorowski wychodził z miejscowej katedry, gdzie chwilę wcześniej mówił między innymi o potrzebie pojednania polsko-ukraińskiego. Kiedy przed świątynią zatrzymał się, by przywitać się z ludźmi, podszedł do niego młody człowiek z jajkiem w dłoni. Funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu zareagowali błyskawicznie, powalając napastnika na ziemię. Zdążył on jednak pobrudzić prezydentowi klapę marynarki.
Ukraińska milicja wszczęła już dochodzenie karne w związku ze zdarzeniem w Łucku. Poinformowano, że 21-latek, który zaatakował polskiego prezydenta pochodzi z Zaporoża. Jest już oficjalnie zatrzymany, teraz trwa jego przesłuchanie. W jego krwi nie stwierdzono alkoholu.
Napastnik miał plecak z logo nacjonalistycznego ugrupowania Swoboda, jednak, Swiatosław Borucki z wołyńskiego oddziału organizacji odciął się od incydentu.
IAR/MS