Niespokojnie na Bliskim Wschodzie
PR dla Zagranicy
Michał Strzałkowski
07.08.2012 19:17
-
Rozmowa z arabistą z Uniwersytetu Warszawskiego doktorem Georgesem Yacoubem
Premier Syrii uciekł z kraju, do zbrojnego incydentu doszło na izraelsko-egipskim pograniczu.
Wojenne zniszczenia w Syriifot. PAP/EPA/Syrian News Agency SANA
"Ucieczka premiera Syrii nie będzie mieć wielkiego znaczenia dla przebiegu walk w tym kraju, ale efekt psychologiczny jest bardzo duży" - uważa arabista z Uniwersytetu Warszawskiego dr Georges Yacoub, z pochodzenia Syryjczyk.
Premier Riad Hidżab uciekł wraz z rodziną do Jordanii. Jego rzecznik poinformował za pośrednictwem telewizji Al-Dżazira, że dotychczasowy szef syryjskiego rządu przechodzi na stronę rebeliantów.
Doktor Georges Yacoub zwraca uwagę, że reżim syryjski jest reżimem wojskowymi ucieczka cywilnego premiera nie będzie mieć wielkiego wpływu na służby specjalne czy wojsko. "Ale efekt psychologiczny jest ogromny, ponieważ był to człowiek samego prezydenta Baszara Asada. Został mianowany premierem dokładnie dwa miesiące temu - 6 czerwca" - mówi dr Yacoub.
W stolicy Syrii - Damaszku - doszło rano do ekplozji bomby w budynku państwowej telewizji. Trzy osoby zostały niegroźnie ranne. Budynek został poważnie uszkodzony, ale telewizja nie przerwała nadawania. Niespełna trzy tygodnie temu - 18 lipca - doszło do samobójczego zamachu w głównej siedzibie syryjskich służb bezpieczeństwa. Zginęli wówczas m.in. minister obroby Syrii Daud Radża i wiceminister obrony, a prywatnie szwagier prezydenta Baszara al-Asada - Assef Szawkat.
Doktor Georges Yacoub uważa, że takie incydenty odwracają uwagę od prawdziwych walk rebeliantów z wojskami rządowymi. "Co byśmy nie mówili, są to akty terrorystyczne. Dlatego część syryjskiej opozycji się od nich odcina. Obawiam się, że będzie się dużo więcej mówić o takich wydarzeniach niż o walkach, w których ginie coraz więcej ludzi. I to zarówno z rąk wojsk rządowych, jak i powstańczej Wolnej Armii Syryjskiej. W tej grze, jaka toczy się w Syrii ma miejsce bardzo dużo zabijania, które nie ma nic wspólnego z ideami syryjskiej rewolucji" - dodaje arabista.
Do zbrojnego incydentu doszło także na pograniczu izraelsko-palestyńskim na Półwyspie Synaj. Grupa niezidentyfikowanych mężczyzn zaatakowała posterunek egipskiej policji. Zginęło 15 funkcjonariuszy. Napastnicy uciekali w kierunku Izraela, próbując staranować umocnienia graniczne. Zostali jednak ostrzelani przez izraelskie siły powietrzne. Pięciu napastników zginęło. Od ataku odciął się kontrolujący pobliską Strefą Gazy palestyński Hamas.
Doktor Georges Yacoub uważa, że za atakiem stoją grupy islamistyczne wywodzące się z lokalnych plemion zamieszkujących rejon Synaju: "Synaj od dłuższego czasu był zaniedbywany przez kolejne egipskie rządy, odkąd został przez Egipt odzyskany na mocy porozumień z Camp David. Dlatego stał się dobrym terenem dla działań różnych lokalnych ruchów ekstremistycznych. To jest duży pustynny region zamieszkany przez Nomadów. Egipt, Izrael, a nawet rządzący Strefą Gazy Hamas chcą jakoś ten problem rozwiazać. Rząd Egiptu za czasów Anwara Sadata, a później Hosniego Mubaraka wytworzył na Półwyspie Synaj próżnię, którą wypełniły ruchy fundamentalistyczne" - tłumaczy ekspert.
Prezydent Egiptu Mohammed Mursi oświadczył po tym incydencie, że Egipt powinien odzyskać całkowitą kontrolę wojskową nad Półwyspem Synaj.
IAR/MS